Trucker Hiob napisał notkę w której polemizuje m. in. z moimi komentarzami zamieszczonymi pod jednym z jego postów.
Lubię Truckera Hioba. Jest katolikiem stosującym się do nauki KK i jej broniącym. Transmituje przez internet obraz z kamer umieszczonych na swojej ciężarówce przemierzającej USA, jednocześnie dając świadectwo temu w co wierzy i w jakiś sposób - oczywiście nie nachalnie - rozprzestrzenia "Dobrą Nowinę". Ma bardzo wyważone poglądy na sprawy społeczne (na blogu na s24 obrywał w efekcie i od typowej dla tego miejsca PiSowskiej prawicy i oczywiście lewicy). Wyciąga maksimum dobrego ze swojego wyznania, pokazuje jak duży ma potencjał katolicyzm w połączeniu z dość twardym stąpaniem na ziemi i wrodzonym zdrowym rozsądkiem. Co tu się dużo rozwodzić - Trucker Hiob jest fajny i tyle, kto chce się przekonać niech sobie wejdzie np. na youtube i poogląda jego nagrania z różnych ciekawych miejsc w Północnej Ameryce z mówionym komentarzem :)
Nie lubię natomiast apologetyki. Apologetyka polega na uzasadnianiu lub przynajmniej wykazywaniu niesprzeczności prawd objawionych (wraz z kościelną interpretacją) z rozumem. Sama idea może i jest atrakcyjna, bo miło byłoby porozmawiać z wierzącymi na gruncie racjonalnym, z drugiej strony apologetyka z góry skazana jest na porażkę i fabrykowanie argumentacji przez racjonalizację lub niedopowiedzenia. Wnioskowanie w którym odgórnie wiadomo do jakich konkluzji się dąży nie jest przekonujące, gdyż jest nieobiektywne i bardzo łatwo rozstrzyga niuanse na swoją korzyść. Apologetyka byłaby ok tylko w jednym wypadku - pewnej zgodności Objawienia ze światem rzeczywistym. Można w to wierzyć (Hiob) lub nie (ja), ale zarówno dla jednej jak i dla drugiej strony nic z tego nie wynika. Wierzący nie potrzebuje apologetyki, a nawet jeśli nie jest w stanie obronić jakiegoś fragmentu objawienia - podniesie ostateczny argument o "zaufaniu Bogu" i brak uzasadnienia apologetycznego go nie zrazi.
Natomiast jeśli ulegnie w jakiejś spornej kwestii, straci swoją ortodoksyjność. Niewierzący natomiast będzie przekonany przez jedne argumenty, a przez inne nie, więc apologeta nie osiągnie swojego celu i nie przekonwertuje go na katolicyzm.
Niestety - głównym skutkiem opasłych tomiszczy o teologii fundamentalnych jest utwierdzanie słabych wierzących, że wiarę da się obronić rozumowo, co nie jest moim zdaniem prawdą. Efektem ubocznym - tępienie zmysłu krytycznego i zrażanie niektórych typu ludzi pseudoargumentacją.
OK. Tyle tytułem wstępu. Zaznaczam - ogólnego o apologetyce, niekoniecznie w każdym punkcie o apologetyce Hioba. Do rzeczy:
Wiemy, że stanie się dorosłym człowiekiem i wiemy, że się rozwija i ma ludzkie DNA. Wiemy też, że gdy ją zabijemy, to zabiliśmy życie człowieka. Jedyne, czego nie wiemy, to to, czy zabijając, zabijemy jednego człowieka, czy (w przypadku wczesnego stadium rozwoju bliźniaków) dwie osoby. Zatem co nam niby daje prawo zabijać? I co tu ma do rzeczy fakt, że bliźniaki mają identyczne DNA? Nie chodzi o to, jakie ono jest, ale czy jest to DNA należące do gatunku Homo Sapiens.
W zasadzie zgoda. Mimo że niuanse embriologii osłabiają stanowisko że zarodek jest etycznie istotny, jeśli ktoś uważa zniszczenie potencjału tkwiącym w DNA w tym stadium za zło - pozostaje ono złem niezależnie od tych całych ciekawostek biologicznych.
Dalej:
W pewnym sensie racja, prawo cywilne nie może determinować pojęcia "moralność". Jednak tu chodzi o coś innego. Tu chodzi o uznanie faktu, potwierdzanego przez naukę, że zniszczenie jajka powoduje taki sam skutek, jak zabicie dorosłego osobnika. Prawo to potwierdza prosty fakt, że jak zniszczymy jajka ginącego gatunku zwierząt, spowodujemy wyginięcie tego gatunku. Zatem niszcząc jajka, zabijamy rozwijające się życie osobnika tego gatunku. Jest więc zupełnie nielogiczne upieranie się, że nienarodzony człowiek nie jest człowiekiem. Nie ma to żadnych podstaw, poza ideologicznymi. I jest to ideologia bardziej chora, niż nazizm i komunizm razem wzięte.
Zbyt daleko idące wnioski. Prawo potwierdza tylko oczywistą rzecz - zniszczenie jajka uniemożliwi wyklucie się ptaka i dalszy rozwój gatunku, a tego byśmy nie chcieli. Ale czy człowiek jest gatunkiem zagrożonym wyginięciem? Nie. Zatem te analogie są nieuprawnione. Oczywiście, nienarodzony człowiek jest człowiekiem, nie jest natomiast osobą.
Swoją drogą - porównywanie ideologii zbliżonej do ideologii dyskutanta do nazizmu i komunizmu to niedopuszczalny zabieg erystyczny, podważający zasadność rozmowy. Ocena wyprzedza argumenty.
-Wcale nie. Nic tam nie jest rozmyte. To, że komórki te, w początkowym stadium rozwoju są zaledwie połączone jakimś śluzem i otoczone cienką błoną, nie zmienia faktu, że to byłem ja we wczesnym okresie rozwoju. Nic nie zmieni fakty, że gdyby je ktoś zniszczył, zabił, to ja bym się nie urodził. Bardzo konkretny "JA". A to, że potencjalnie mógłbym mieć brata bliźniaka, nie ma tu absolutnie żadnego znaczenia. Ja nie dyskutuję o abstrakcyjnych teoriach, ale o bardzo konkretnym problemie mordowania bardzo konkretnych niewinnych dzieci.
parę tygodni temu w niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Oglądałem między innymi stosy włosów, które "miały wartość" dla Niemców. Można było z nich robić materace. Taka jest tylko wartość człowieka dla Ciebie? Zatem, rozumiem, starcy także powinni być "utylizowani", bo są bezwartościowi? Nic, tylko nas obciążają, wymagają leczenia, biorą renty, a nie pracują?
I my, jak to widać na przykładzie Niepozornego, jak głupi, wierzymy obietnicy szatana, sami decydując co jest dobrem, a co złem i ciesząc się, że nie umieramy, nie widzimy, że jesteśmy chodzącymi trupami. Zombie.
Komentarze